
Jeszcze do niedawna wybór był oczywisty: po maturze idzie się na studia. Dziś ten schemat coraz częściej się załamuje. Statystyki pokazują, że niemal połowa studentów rezygnuje z wybranego kierunku już na początku drogi. Rozczarowanie programem, brak poczucia sensu, trudności adaptacyjne – powodów jest wiele.
Na uczelniach pojawiają się programy przeciwdziałające „drop-outowi”: zajęcia wyrównawcze, tutoring, wsparcie psychologiczne. Inwestuje się setki milionów złotych, aby zatrzymać młodych ludzi w akademickich murach.
Równolegle rośnie jednak inny nurt: kursy rzemieślnicze. Młodzi wybierają fryzjerstwo, stolarstwo, tapicerstwo, grooming. Zawody konkretne, namacalne, często dobrze płatne. I co ważne – odporne na konkurencję sztucznej inteligencji. Fach w ręku staje się alternatywą wobec dyplomu, a czasem świadomym planem B obok studiów.
To rodzi pytania, które wykraczają poza prostą kalkulację „czy się opłaca”:
Czy studia wciąż są przepustką do lepszej przyszłości, czy raczej symbolem minionej epoki?
Czy wybór kursu rzemieślniczego to pragmatyzm, czy rezygnacja z ambicji – a może nowa forma odwagi?
Jaką rolę powinny dziś pełnić uczelnie – świątynie prestiżu czy miejsca realnego rozwoju i wsparcia?
Być może obserwujemy zmianę paradygmatu: młode pokolenie nie chce już podążać „jedyną słuszną drogą”. Szuka sensu, równowagi i bezpieczeństwa. Czasem odnajduje je w akademiku, czasem – w warsztacie rzemieślniczym.

———-